poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Radny na pół lub ćwierć etatu!

Jestem w Radzie Dzielnicy drugą kadencję więc już raz to przerabiałem. Teraz mamy pół obecnej kadencji za nami i co... to co zawsze przestaje się chcieć. Chociaż nigdy nie myślałem że możliwy jest w naszej radzie problem z kworum. A tu się okazało że trzeba liczyć... a jak się nie uda to zaś problemy. Bo sesja raz na trzy miesiące musi być!

I co gdyby się nie udało znowu po dupie dostaliby Ci którzy wyrwali się z pracy, rzucili obowiązki domowe... a co im jak potrafią to niech zrobią to jeszcze raz. Zastanawia mnie jednak schemat, bo nie jest to zjawisko popularne tylko w radach dzielnic. Ogólnie działalność społeczna niektórym szybko się nudzi. Ciekawe czego spodziewali się? Braw, oklasków, uścisków Prezydenta RP, a może szefa rządu.

Tymczasem to mozolna, często niezauważalna praca, za którą można być skrytykowanym. Doskonale rozumiem że niektóre osoby przez 4 lata zmieniają pracę, pojawiają się nowe obowiązki i brak jest czasu na społeczną działkę. Problem w przypadku rady jest wtedy kiedy w wyborach startowało jedynie 15 osób i w przypadku rezygnacji nie ma kto takiej osoby zastąpić. Ale tym razem w Kacku chętnych było więcej a i tak brak tego typu postaw. Bo bycie radnym na pół czy ćwierć etatu to chyba przegięcie. Uważacie że to fair wobec tych 12% którzy poszli na wybory?

Mnie załamała inna rzecz człowiek (żeby nie użyć słowa wulgarnego) zapieprza żeby zmienić wizerunek, żeby mieszkańcy myśleli o radzie bardziej pozytywnie, włączyć innych do działania a tu co. Rozbijanie od środka. Zero szacunku do czyjejś pracy. Przecież "jesteśmy drużyną" więc zarówno sukcesy jak i porażki idą na wszystkich. To jest praca społeczna?

Zmusić nikogo do niczego nie można, ale czy obecny statut rad dzielnic wystarcza? Czy pozwalanie, a nawet prowokowanie takich sytuacji, w których tym zapaleńcom którzy mają siłę często na 4, 8 lub więcej lat rzuca się kłody pod nogi w postaci osób lekceważących swoje obowiązki jest w porządku? Szczerze mówiąc w takich chwilach mam wątpliwość co do sensu tych 6 lat  w RD.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Biedroń poseł z przypadku!?



Teoria że tacy posłowie jak Robert Biedroń pojawili się w sejmie przez przypadek, a właściwie przez swoje preferencje seksualne jest coraz bardziej oczywiste. Kiedyś wydawało mi się, że propozycja Janusza Palikota dotycząca gospodarki jak na człowieka lewicy (?) jest sensowna. Nawet Janusz Korwin Mikke powiedział, że to godna opozycja dla niego. Otóż Panie JKM, to żadna opozycja, a jedynie populizm w czystej postaci.
Mam obawy czy to co piszę ma sens, bo podobno głupota powinna zostać niezauważona i mój zbędny komentarz pokazuje że jednak coś wywołała. Ciężko jednak się powstrzymać, tym bardziej że … dużo głosów już padło. Ja może nieco mniej emocjonalnie odniosę się do wystąpienia tegoż posła w Radiu Gdańsk.
Otóż cała afera powstała po spotkaniu, na którym grupa osób w części ubrana w barwy klubowe Arki Gdynia obraziła słownie działaczy Palikota. Na tym się nie będę rozwodził, bo takich zachowań jest wiele, ale warto je pokazać tylko w momencie, kiedy to … wiąże się z  klubem. Efektem czego jest wypowiedzenie wojny „kibolom” i jego wywiad dla Radia Gdańsk.
Mam wrażenie, że to kolejna chęć pokazania się w mediach niż zrobienia czegoś konkretnego. Dla śledzących uważnie wywiad wychwyciłem kilka tragicznych jak na posła RP wypowiedzi. Logo klubowe? Otóż panie Biedroń kluby mają HERBY !
Druga sprawa poseł powiedział, że należy odróżnić kibica od „kibola”. Ale definicji nie podał i jak ich odróżnić. Kolejny populizm… 
Trzecia sprawa to panie Biedroń, kto terroryzuje? Nie można iść na mecz? panie Biedroń a kiedy pan był na meczu? Większych bzdur to w życiu nie słyszałem, oczywiście żadnych faktów żadnych przykładów czysta paplanina.
„Nie chcę żyć w takim państwie, w którym kibole będą mnie zastraszali”. Wydaje mi się że to szef partii tej samej partii mówił abyśmy myśleli po europejsku i zapomnieli o Polsce. Więc panie Biedroń droga wolna – Holandia czeka.
„Rozpoczynam wojnę z kibolstwem”. Jakieś pomysły, znowu tylko paplanina. Dopiero 2 minuta wywiadu a tu już smutno.
Ale dość znęcania. Panie Biedroń takie sondaże to mieliście przed wyborami. Ale teraz mam nadzieję, że społeczeństwo nie powtórzy głupoty i na ten populizm nie zagłosuje. Bo wygadywanie o koalicji „centro – lewicowo – liberalnej” graniczy z cudem! Panie Biedroń pora na edukację! Koalicja o której pan mówi to prawie pogodzenie poglądów prawicowych z lewicowymi. Podejście liberalne stoi w opozycji do socjalnego które głosi lewica! Ruch Palikota ma nadzieję, że jak to euro-poseł Jacek Kurski powiedział… „ciemny lud to kupi”.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Jak funkcjonują rady dzielnic w Gdyni i czy może być lepiej? O gazetkach.



Działając w organizacji jako szeregowiec, często widać więcej niż z wysokości. Choć to drugie spojrzenie także jest ważne. Sam często zastanawiam się nad funkcjonowaniem przez pryzmat osób wybieranych, ilości kandydatów czy też frekwencji wyborczej. I jest pewien problem w niektórych dzielnicach problem z chętnymi, gdzie indziej problem z frekwencją na sesjach a sumuje to wszystko bardzo słaba frekwencja. Pojawiają się wtedy pytania co rady dzielnic mogą i czy jest to za mało czy za dużo. To pierwszy taki tekst, a postaram się aby było ich więcej. 

Tym razem postaram się rozprawić z gazetkami dzielnicowymi. Otóż w Gdyni istnieją przepisy niepozwalające drukowania gazetek, biuletynów itp. ze środków budżetowych. Spowodowane jest to tym że na łamach mógłby się pojawiać teksty polityczne, promujące pewne idee, czy też dane firmy (instytucje). Argument zrozumiały ale banalnie prosty do obalenia. 

Miasto wychodząc naprzeciw radom dzielnic umożliwia tworzenie stron internetowych. Super tylko standard jest tragiczny. Praca na kiepskim systemie jest męczarnią a daje niewielkie możliwości twórcom. W naszym wypadku trzeba było to obejść. Strona stoi na prywatnym serwerze, korzystając jedynie z bardzo trudnej do zapamiętania domeny. Każda rada dzielnicy ma za zadanie wybrać redaktora, który odpowiedzialny jest za treści na stronie. Regulamin zabrania m.in. publikowania treści politycznej, linków do stron komercyjnych (swoją drogą miasto może na swojej stronie linkować strony komercyjne ? ), promowanie firm. Pytanie kto sprawdza czy regulamin jest łamany? NIKT ! Okazało się przez zupełny przypadek, że odpowiedzialny wydział UM zorientował się że mamy „fajną stronę” po ponad 4 latach istnienia!

Inną ciekawą rzeczą jest to że niby nie wolno mieć forów i systemów komentarzy. A tu się okazuje że więcej rad dzielnic ma swój fanpage na FB niż stron internetowych. Podobnie z forami, Mały Kack ma to i to i nie ma się do czego przyczepić. Ale co…. oczywiście z własnej kieszeni.

Nie rozumiem więc jak to działa, czy takie regulaminy i wymagania to fikcja? To dlaczego nie możemy zastosować tej fikcji do gazetek? W naszej dzielnicy wydajemy gazetkę z własnych pieniędzy, żeby nie podpaść. Praktycznie przepisujemy tam informacje ze strony internetowej. Więc ich treść nie ma prawa być sprzeczna z regulaminem stron internetowych.

Powstaje więc pytanie gdzie jest problem? Czy nie można pozwolić dzielnicom na wydawanie takich informatorów pod warunkiem że treści pokrywają się ze stroną internetową? Przecież teksty na stronach są wg. regulaminu sprawdzane, więc nie będzie problemu. 

Ale dość wyśmiewania tego nieudolnego regulaminu. Mam kilka koncepcji jak to zmienić.

Pierwsza sprawa to taka że na początek założyłbym 2 numery rocznie (2xA3) w nakładzie 10% mieszkańców dzielnicy. Teraz koncepcje rozwiązania problemu z treściami.

1.       Strony są rzeczywiście sprawdzane, a treści pokrywają się z tym, co zostało uprzednio zamieszczone. Projekt trafia do osoby, która sprawdza stronę internetową a następnie do druku.

2.       Nie wiem, na jakiej zasadzie działa drukowanie ratusza, ale można byłoby to połączyć. W tej chwili rady wysyłają ważniejsze rzeczy do ratusza gdzie tekst jest obrabiany a następnie drukowany. Można to rozwiązać w ten sposób, teksty trafiałyby do ratusza, który drukowałby wkładki dzielnicowe.
3.      Dublujemy regulamin stron internetowych wybieramy osobę odpowiedzialną z rady. Projekt gazetki wysyłamy do akceptacji a następnie drukujemy. W przypadku złamania regulaminu rada dzielnicy na czas kadencji nie może drukować.

Po pierwsze nie mam obawy że Urząd Miasta zostanie zawalony pracą. Co pokazuje ilość stron internetowych rad dzielnic. Ale może warto wyjść z założenia że „chcącemu nie dzieje się krzywda”?

środa, 3 kwietnia 2013

Dziś nabijanie się jest kwestią gustu!

Każdy z nas stara się być obiektywnym w ocenach. Jednak kiedy się okazuje że opinia dotyczy nas lub naszego poglądu, zawsze pojawia się nuta przejaskrawienia. Tym bardziej, kiedy ktoś chce takie emocje wywołać.

Otóż niedawno wyemitowano skecz kabaretu „Limo” w niby publicznej TVP. No i co? Okazało się że to nie do końca jest „poprawne polityczne”.  Dla mnie nie jest problemem naśmiewanie z pewnych przywar. Zawsze pojawia się problem kiedy tematem jest religia. Wydaje mi się jednak że musimy oddzielić to czy kabaret biorąc na warsztat skecz o takiej tematyce chce obrazić, czy może wskazać na jakiś problem? Czy wywołując taką medialną burzę zastanowiono się nad tematem czy jedynie wskazano to że z pewnych rzeczy śmiać się nie wolno.

Poza tym wiara to chyba coś więcej niż grzechy popełniane przez kapłanów, którzy powinni być wzorem. Wiara to trochę inny wymiar tego co mamy tu na ziemi. I to czy ktoś powie, że to nasze życie jest takie czy siakie tej wiary nie zmieni. Chodzi o to, aby nie stracić kontaktu z rzeczywistością i nadal mieć to ziemskie spojrzenie na Boga. Ile razy zdarzy nam się wplatać słowa w nasze wypowiedzi powołując się na „Wszystkich Świętych”, „Matkę Boską” w tym momencie nie ma problemu? Bo czy to że ktoś w kontrowersyjny sposób przedstawia nam że głowa kościoła to „zwykły facet” jest czymś złym? Oczywiście pozostaje kwestia wyczucia smaku, dla mnie trochę za mocne było powiedzenie o „gaciach w grochy czy Jezusy”. Ale cóż, jak już wspomniałem czasami w dużo gorszych wypowiedziach przywołujemy Świętych.
Bo…. może ktoś chcący kontrowersyjnie podjeść do danego tematu nie chce wprowadzać wątpliwości, a jedynie przedstawić temat głębiej, wywołać kontrowersje i dać do myślenia? Przedstawianie kabaretów, jako obrońców konkretnego, systemu politycznego, gospodarczego oraz światopoglądowego jest o tyle niebezpieczne, że wiara w Boga nie jest rozliczana za pośrednictwem mediów, ich jakości i ilości wyprodukowanych materiałów.

Jednak wracając do tematu, skecz który w obiegu jest od dość dawna wpadł w sidła posłów dzięki temu że został wyemitowany w publicznej TV.  I co ? Automatycznie obraza majestatu, pominę fakt gdzie oni byli, kiedy od dawna skecz jest grany przez kabaret. Ale bez czepiania, posłowie mają tablety za kupę kasy z naszych podatków, więc pewno oglądali i wypada porządnie pochylić się nad tym problemem. Bo przecież to najważniejsza rzecz w tej chwili. Należy też pamiętać że gdyby nie rozpętali w mediach takiej burzy, większość społeczeństwa by kabaretu nie obejrzała. Więc może posłowie zrobili to na czym zależało autorom?

Otóż mam pewne wątpliwości co do przeróżnych głosów, bo jak to w takich sytuacjach bywa wyłaniają się dwa obozy, obrońców „wolności słowa” oraz zwolenników „dobrego smaku”. Czasami jednak trzeba stanąć po środku i zastanowić się głębiej. Tego nie zrobił chociażby redaktor z Gościa Niedzielnego. Uważnie śledząc rozumowanie redaktora Szymona Babuchowskiego, można dojść do dość wykluczających postaw. Oczywiście nie mnie oceniać wieku, ale autor urodził się kilkanaście lat po tym jak występował Kabaret Starszych Panów, który według Pana Szymona wyznacza standardy kabaretowe.  Podejrzewam więc że występy zna z kasety lub portali udostępniających wideo. Zważając jednak na to co działo się wtedy, myślę że na przykład Kabaret Starszych Panów nie mógł żartować z tego czego by chciał, a jedynie z tego co pozwolono. I jak dla mnie wątpliwe jest to że tamto było lepsze.

Ja jednak uważam że takie kabarety służą nie tylko do próżnego nabijania się z wad, pewnych postaw czy z konkretnych instytucji. Limo to kabaret od dawna słynący z niekonwencjonalnego dowcipu. Zadam pytanie gdzie był obrońca moralności Pan Szymon kiedy kabaret prezentował skecze o niepełnosprawnych, księdzu itp.? Wybaczcie to nie raziło! A dlaczego? Bo nie było w tv i nie było poklasku. A wystarczyło skecz przesłuchać/obejrzeć i przemyśleć ! Bo czy ważne jest że skecz jest o niepełnosprawnych skoro autor dochodzi do wniosku że to z nami (teoretycznie pełnosprawnymi) jest jakiś problem! A nie z tymi których spotkała przeciwność losu! 

Drugim argumentem prezentowanym przez autora jest to że nie należy naśmiewać się z takich wad jak seplenienie, wada wymowy itp. A tymczasem w skeczu jaki podaje za wzór (właściwego poczucia humoru), przedstawiona jest sytuacja w której drwi się z chińczyka który mówi po Polsku. I na czym wtedy się kabaret opiera? Z prawicowego sepleniącego polityka żartować nie wolno, ale z chińczyka który kaleczy nasz język już okej?

Ale co redaktor powie na Roberta Górskiego i Kabaret Moralnego Niepokoju który swego czasu prezentował skecz o kolędzie gdzie padały dziwne insynuacje i skojarzenia? Oczywiście Robert Górski jest z odpowiedniej opcji, śmiał się z Tuska. Więc cytować i stawiać za wzór można.

Kabaret to trudna sztuka, tym bardziej stand up raczkująca forma kabaretu w Polsce. Niestety często jest odbierana jako dająca nam tylko rozrywkę. Bywają jednak kabarety ambitniejsze, które chcą nas zmotywować do przemyślenia pewnych rzeczy. Rozumiem że według autora tekstu w Gościu Niedzielnym jest to niepożądane. Lepsza jest sztuka dla sztuki rodem z komuny.

Jednak w ostatnich tygodniach coś się zmieniło. Mamy nową głowę kościoła, który łamie wszelkie standardy. I tak sie zastanawiam jak by zareagował Ojciec Święty, poczułby się urażony? Ciekawe. Ale czy w takich sporach my trochę nie jesteśmy adwokatami diabła? Papież może po prostu by porozmawiał, zastanowił się skąd i dlaczego taki pomysł na skecz? My jednak wolimy stawać się tymi fanatykami czy to jednej czy drugiej strony! I okazuje się, że druga część skeczu dotycząca fanatyzmu religijnego to fakt a nie mit.

 Jeżeli jednak kabaret Limo robi krzywdę kościołowi to ja za nich przepraszam, bo ja dzięki kilku skeczom, spojrzałem na moją wiarę z innej perspektywy zamiast się zamykać w wyznaczone ramy.